Raport NIK na temat czystości powietrza w Polsce jest zatrważający, a płynące z niego wnioski ponure. Przy obecnym tempie działań osiągnięcie wymaganej prawem redukcji emisji najbardziej szkodliwych substancji zajmie nam nawet 99 lat.
We wrześniu bieżącego roku Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport poświęcony jakości powietrza w Polsce w latach 2010–2016. Publikację na własnej witrynie urzędnicy zatytuowali tak: „Dbaj o zdrowie – nie oddychaj”. To mówi samo za siebie i nie pozostawia złudzeń. Prezes NIK, Krzysztof Kwiatkowski stwierdził, że w Polsce nie ma tak naprawdę czystych miejsc, są jedynie takie, w których przekroczenia norm zanieczyszczeń są rzadsze i mniej rażące. Najgorzej jest na południu Polski, natomiast w regionach północnych kraju jest stosunkowo najlepiej. Pas centralny odznacza się zróżnicowaną jakością powietrza. Przy czym „zróżnicowanie nie oznacza, że nie występują
problemy z dotrzymaniem dozwolonych poziomów, po prostu przekroczenia występują rzadziej”– zaznaczył Kwiatkowski.
Zegar tyka – ludzie umierają
Nasz największy problem polega na tym, że czas mija, a działania podejmowane w kraju pozostają nieskuteczne. Jak powiedział prezes Kwiatkowski, sytuacja w Polsce nie uległa poprawie na tle państw unijnych od poprzedniej kontroli z 2014 roku. Co to oznacza w praktyce, skoro każdego roku z powodu wdychania zatrutego powietrza umiera ponad 46 tysięcy Polaków? Każdy może policzyć sam. Nie chodzi tu jednak o szeregi cyfr czy smutne statystyki, ale tragedie setek tysięcy rodzin i pojedynczych ludzi. Największym dramatem pozostaje fakt, że najbardziej narażone na skutki wdychania zanieczyszczonego powietrza są dzieci.
To one oddychają bardzo często przez buzię, zamiast nos (czyli nie fi ltrują zanieczyszczeń) oraz to one biegają i przebywają znacznie częściej na dworze, niż dorośli. Jeśli więc sami nie weźmiemy spraw we własne ręce i nie zaczniemy troszczyć się o czystość powietrza na swoim podwórku i w najbliższej okolicy, to będziemy mieli na sumieniu
tragedie nie tylko anonimowych ludzi z sąsiedztwa, ale coraz częściej własne i najbliższych rodzin.
Czy powietrze może aż tak szkodzić?
Nadal niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że: po pierwsze naprawdę jesteśmy czarnym punktem na mapie Europy, jeśli chodzi o zanieczyszczenie powietrza. Oddychamy silnie trującymi substancji. Każdego dnia. Na dworze, w domach, biurach czy mieszkaniach. Ostatnie, jeszcze bardziej niechlubne niż dotychczas, zestawieniach Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), pokazujące miasta najbardziej zawładnięte przez smog, wskazują, że reprezentacja z Polski jeszcze wzrosła. Na 50 europejskich miast z najgorszym powietrzem biało–czerwonych jest już nie 33, a 36 jest. Odsetek rodzimych miejscowości, w których występują przekroczenia norm jakości powietrza, wynosi aż 72%. Druga sprawa, wciąż przez niektórych uparcie bagatelizowana lub w ogóle nieuświadamiana, to fakt, że trujące powietrze naprawdę zabija. To nie są informacje wyssane z palca ani rozdmuchane przez ekomaniaków czy histeryków. Silnie szkodliwy, śmiertelny wpływ zanieczyszczeń powietrza na nasze zdrowie został udokumentowany szeroko zakrojonymi, wielokrotnie przeprowadzanymi badaniami przez naukowców z całego świata. Trujące powietrze wdychane przez nas w każdej sekundzie wpływa w pierwszym rzędzie na nasz układ oddechowy, wywołując m.in. astmę czy częstsze infekcje dróg oddechowych, ale także drażniąc nasze oczy, nos i uszy, powodując choćby zapalenie zatok.
Szkodliwe powietrze silnie oddziałuje na nasz układ krwionośny, odpowiadając za zawały serca, nadciśnienie tętnicze czy zaburzenia rytmu lub niewydolność serca. Zatruwa także nasz mózg, degenerując go i wywołując jego udary, chorobę Alzheimera, depresje, kłopoty z pamięcią i koncentracją czy starzenie się układu nerwowego. To niestety nie wszystko. Na sytuacji cierpią także nienarodzone jeszcze dzieci, bo zanieczyszczone powietrze wywołuje wiele przedwczesnych porodów czy nawet obumarcia płodów.
Tak naprawdę jednak pełnego obrazu zniszczeń, jakie dokonuje na ludzkim organizmie zanieczyszczone powietrze, nie znamy. Co chwilę pojawiają się na ten temat kolejne naukowe doniesienia. Na przykład w Chinach naukowcy powiązali smog z niższym poziomem inteligencji. Dowiedli, że osoby oddychające smogiem statystycznie straciły
rok edukacji. Z kolei badacze z medycznych uczelni Bostonu (Harvard School of Public Health oraz Boston University Medical Campus) ustalili, że smog wpływa na ludzkie hormony.
Jeśli nie emocje ani zdrowie, to może kasa?
Ekonomiczne skutki zanieczyszczeń powietrza w Polsce, oszacowane przez WHO w skali roku (czyli ponoszone przez nas roczne koszty zatrutego powietrza), ponad dwa razy przekraczają planowany poziom krajowych wydatków publicznych na ochroną zdrowia, zaplanowanych na 2025 rok. Jeszcze w 2016 roku wydatki NFOŚiGW i (właściwe dla województw objętych kontrolą) przeznaczone na ochronę powietrza w 2016 r. były niemal 200 razy (!) niższe od przedstawionych przez WHO kosztów związanych z przedwczesnymi zgonami spowodowanymi zanieczyszczeniami powietrza. Jak podaje Najwyższa Izba Kontroli „dopiero w 2018 r. fundusze ochrony środowiska podpisały porozumienie w sprawie programu fi nansowego dedykowanego ochronie powietrza (POP – program ochrony powietrza), który stwarza szansę na zapewnienie środków w wysokości zbliżonej do szacowanych potrzeb. Niemniej jednak analiza materiałów źródłowych zgromadzonych przez NIK w toku kontroli wskazuje na konieczność ponownej weryfi kacji przyjętego kierunku działania w zakresie wsparcia fi nansowego procesów dotyczących termomodernizacji i wymiany źródeł ciepła w budynkach jednorodzinnych pod kątem możliwych do osiągnięcia rezultatów planowanych zadań, przy równoczesnym uwzględnieniu celów polityki środowiskowej
UE i założeń przyjętych w KPOP” (krajowym programie ochrony powietrza). I tu pytanie zasadnicze: ile moglibyśmy zaoszczędzić lub móc przeznaczyć na ważniejsze cele, gdyby każdy z nas choć trochę osobiście pochylił się nad problemem i na przykład nauczył się efektywniej – taniej i czyściej palić we własnym piecu?
Co właściwie robią z tym rządzący?
Zdaniem NIK dotychczasowe działania podejmowane w celu ochrony poprawy jakości powietrza zarówno na szczeblu krajowym (czyli stosownych ministerstw) oraz lokalnym (czyli samorządów wojewódzkich i gminnych) były absolutnie niewystarczające, poza pojedynczymi przypadkami. Według prezesa Kwiatkowskiego programy naprawcze powinny być powszechne, a nie ograniczać się do poszczególnych obszarów, ponieważ – jak przypominał prezes NIK – zanieczyszczenia nie znają granic administracyjnych, przemieszczają się. Stąd część rozwiązań należy wdrażać na poziomie krajowym – np. te dotyczące norm jakości paliw. Niestety wspomniane na początku 99 lat, jakich potrzeba na wygranie ze smgiem w województwie Łódzkim, przy obecnym scenariuszu rozwiązań, to plan o horyzoncie czasowym absolutnie nie do przyjęcia. Jednak, jeśli nic nie zmienimy, czystym powietrzem będziemy się mogli cieszyć właśnie po upływie niemal wieku. W tym kontekście radośni powinni być mieszkańcy województwa Śląskiego – oni „już” za 41 lat będą mogli oddychać, nie ryzykując zdrowiem. Niemal pół wieku na poprawę sytuacji będą czekali rodacy zamieszkujący Śląsk,
natomiast Małopolanie mniej więcej tyle, ile wynosi przeciętna długość życia jednego pokolenia.
Czy ktokolwiek zna skuteczne rozwiązanie?
Odżegnywanie się od węgla, jako największego zła najściślej powiązanego z powstawaniem smogu, nie ma sensu. Należy bowiem pamiętać, że np. prąd w naszym kraju powstaje w elektrowniach zasilanych węglem właśnie. I to zarówno ten mający zasilać auta elektryczne, jak i ogrzewający nasze mieszkania i domy. Polska węglem stała i stoi – czy to się komuś podoba czy nie. Niestety na horyzoncie nie widać alternatywy, bo choć od czasu do czasu media donoszą o różnych zbawczych projektach,
to nie ma się co oglądać na energię pozyskiwaną z fal Bałtyku czy toruńskie źródła geotermalne – za mała skala. Okazuje się, że z pomocą przychodzą polscy naukowcy, którzy wyzywają smog na pojedynek i wygląda na to, że nie mają zamiaru rzucać się z dzidami na artylerię. Jednym z kilku pomysłów na skuteczną walkę ma być na przykład fitr skonstruowany przez ekspertów z Polskiej Akademii Nauk, który nałożony nawet na stare piece, tzw. kopciuchy, ma wyłapywać nawet 95% zanieczyszczeń.
W przypadku uruchomienia produkcji na masową skalę jego cena miałaby oscylować wokół 2 tys. złotych za sztukę. Innym pomysłem chwalą się badacze z Politechniki Krakowskiej, którzy w ubiegłym roku złożyli dwa wnioski patentowe. Chcą tworzyć mapy naturalnej wietrzności miast, i w ten sposób identyfi kować ciągi powietrzne, które odpowiednio ukierunkowane, umożliwią swoiste wietrzenie miast – czyli pozbywanie się smogu. Ich badania mają pomóc w takim planowaniu przestrzennym miast i okolicznych miejscowości, żeby nowo powstające zabudowania ułatwiały pożądaną cyrkulację mas powietrza – zamiast ją blokować, potęgując zanieczyszczenia.
Z kolei w miejscach, w których wietrzenie nie będzie możliwe, naukowcy proponują ustawianie wież oraz kominów wentylacyjnych, których zadaniem będzie wymuszanie powstawania dodatkowych strug i wirów powietrznych. Sezon grzewczy na dobre jeszcze się nie rozpoczął, z racji relatywnie wysokich temperatur jak na październik, dlatego mamy jeszcze chwilę na zastanowienie się w jaki sposób osobiście możemy wpłynąć na poprawę sytuacji we własnej mikroskali oraz na podjęcie odpowiednich działań już dziś. Nie jutro, nie w przyszłym roku – dziś.
Oprac.: H.Krzys